-10 miesięcy później-
*Sassy*
Lekki wiosenny wietrzyk rozwiewał moje już kasztanowe włosy
i kołysał wysokimi drzewami. Chmury były pociemniałe, jakby zaraz miał zacząć
padać deszcz, który miał za zadanie oczyścić moją duszę z bezbrzeżnej rozpaczy.
Jednak niestety, nie uda mu się. Nikomu się nie uda.
-Nadal nie mogę w to uwierzyć – szepnęła Paula.
-Nie tylko ty – Livia starła pojedynczą łzę z policzka i podeszła do marmurowego nagrobka, by zdjąć przyklejony do niego mały, zabłąkany zielony listek. Teraz mogłyśmy w pełni podziwiać napis wykonany ze złotej substancji: „Jennifer St. James ur. 13 lipca 1996 roku, zm. 22 lutego 2013 roku. Wspaniała przyjaciółka, córka i siostra. Pamięć o niej przetrwa wieki”
-Dlaczego akurat ona? – zapytałam sama siebie – Dlaczego akurat ona musiała zginąć? – zwróciłam twarz w kierunku nieba, jakbym to tam kierowała swoje pretensje. Po chwili poczułam na policzkach mokre krople. Był to deszcz, który jakby wyczuł mój smutek. – Nienawidzę tego faceta W czym Choco mu zawiniła? – szepnęłam. Nazywałyśmy Jennifer „Choco” od czasu jej śmierci. Jej imię po prostu nie umiało nam przejść przez gardło, za bardzo tęskniliśmy. Livia w końcu wymyśliła jej tą ksywkę, ponieważ każdy wiedział, że Choco wielbiła czekoladę w każdej postaci.
Wszyscy bardzo przeżyli jej śmierć, była ona niespodziewanym ciosem w samo serce. Nie mogliśmy się z tym pogodzić, zwłaszcza ja. Przez cały miesiąc od jej śmieci nie wychodziłam z pokoju, nie chciałam z nikim rozmawiać. Nawet moją kochaną Nalę porzuciłam na pastwę losu, nie wpuszczałam jej do siebie. Zaszyłam się w swoim własnym świecie, szarej monotonności. Nie odsłaniałam rolet z okien, w moim pokoju panowały egipskie ciemności. Dzień w dzień, noc w noc. Noc nie różniła się od dnia, dzień nie różnił się od nocy. Nie wpuszczałam nikogo do pokoju, ani z niego nie wychodziłam. Raz na jakiś czas, gdy nikogo nie było w domu zakradałam się do łazienki, albo do kuchni by zebrać zapasy pożywienia. Głównie były to jabłka, chleb, czy woda. Żyłam jakby mnie nie było. Przez miesiąc nie widziałam słońca, ani nie wdychałam świeżego powietrza. Zmieniło się to jednak pod koniec marca.
-Nadal nie mogę w to uwierzyć – szepnęła Paula.
-Nie tylko ty – Livia starła pojedynczą łzę z policzka i podeszła do marmurowego nagrobka, by zdjąć przyklejony do niego mały, zabłąkany zielony listek. Teraz mogłyśmy w pełni podziwiać napis wykonany ze złotej substancji: „Jennifer St. James ur. 13 lipca 1996 roku, zm. 22 lutego 2013 roku. Wspaniała przyjaciółka, córka i siostra. Pamięć o niej przetrwa wieki”
-Dlaczego akurat ona? – zapytałam sama siebie – Dlaczego akurat ona musiała zginąć? – zwróciłam twarz w kierunku nieba, jakbym to tam kierowała swoje pretensje. Po chwili poczułam na policzkach mokre krople. Był to deszcz, który jakby wyczuł mój smutek. – Nienawidzę tego faceta W czym Choco mu zawiniła? – szepnęłam. Nazywałyśmy Jennifer „Choco” od czasu jej śmierci. Jej imię po prostu nie umiało nam przejść przez gardło, za bardzo tęskniliśmy. Livia w końcu wymyśliła jej tą ksywkę, ponieważ każdy wiedział, że Choco wielbiła czekoladę w każdej postaci.
Wszyscy bardzo przeżyli jej śmierć, była ona niespodziewanym ciosem w samo serce. Nie mogliśmy się z tym pogodzić, zwłaszcza ja. Przez cały miesiąc od jej śmieci nie wychodziłam z pokoju, nie chciałam z nikim rozmawiać. Nawet moją kochaną Nalę porzuciłam na pastwę losu, nie wpuszczałam jej do siebie. Zaszyłam się w swoim własnym świecie, szarej monotonności. Nie odsłaniałam rolet z okien, w moim pokoju panowały egipskie ciemności. Dzień w dzień, noc w noc. Noc nie różniła się od dnia, dzień nie różnił się od nocy. Nie wpuszczałam nikogo do pokoju, ani z niego nie wychodziłam. Raz na jakiś czas, gdy nikogo nie było w domu zakradałam się do łazienki, albo do kuchni by zebrać zapasy pożywienia. Głównie były to jabłka, chleb, czy woda. Żyłam jakby mnie nie było. Przez miesiąc nie widziałam słońca, ani nie wdychałam świeżego powietrza. Zmieniło się to jednak pod koniec marca.
~Dzień jak co dzień,
mama po godzinie dobijania się do mojego pokoju w końcu zrezygnowała, poszła do
pracy. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły cicho wyszłam z pokoju. Nie wiem
czemu się skradałam, ale to pewnie z przyzwyczajenia. Musiałam rozczesać włosy,
które nie zaznały tej przyjemności od 6 dni. Musiałam się wykąpać, umyć zęby,
tego nie robiłam od 10 dni. Wiem, totalnie się zaniedbałam. Sama się siebie
brzydzę.
Cichym krokiem udałam się do łazienki. Snułam się jak zombie, nie zwracając za bardzo uwagi na otoczenie. Jednak zainteresował mnie pewien szmer za plecami. Zastygłam w bezruchu, przerażana. Powoli odwróciłam się. Patrzyłam w brązowe tęczówki, które były blisko. Stanowczo za blisko. Nie byłam w stanie dostrzec nic poza tymi tęczówkami. Czułam oddech tej osoby na moich ustach.
-Sassy… Dziewczyno, coś ty z siebie zrobiła? – wyszeptała osoba. Dopiero teraz ją poznałam.
-Livia – poruszyłam bezdźwięcznie ustami. Nie potrafiłam normalnie mówić, przez miesiąc z nikim nie rozmawiałam.
-O mój Boże – w oczach dziewczyny zobaczyłam łzy – Dlaczego? – spytała, po czym przytuliła mnie z całej siły.
-Livia – wychrypiałam i rozpłakałam się. Płakałam jak małe dziecko, które właśnie zdarło sobie kolano. Łzy ciekły po moich policzkach litrami, nie potrafiłam ich zatrzymać.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Pozwól sobie pomóc.~
Cichym krokiem udałam się do łazienki. Snułam się jak zombie, nie zwracając za bardzo uwagi na otoczenie. Jednak zainteresował mnie pewien szmer za plecami. Zastygłam w bezruchu, przerażana. Powoli odwróciłam się. Patrzyłam w brązowe tęczówki, które były blisko. Stanowczo za blisko. Nie byłam w stanie dostrzec nic poza tymi tęczówkami. Czułam oddech tej osoby na moich ustach.
-Sassy… Dziewczyno, coś ty z siebie zrobiła? – wyszeptała osoba. Dopiero teraz ją poznałam.
-Livia – poruszyłam bezdźwięcznie ustami. Nie potrafiłam normalnie mówić, przez miesiąc z nikim nie rozmawiałam.
-O mój Boże – w oczach dziewczyny zobaczyłam łzy – Dlaczego? – spytała, po czym przytuliła mnie z całej siły.
-Livia – wychrypiałam i rozpłakałam się. Płakałam jak małe dziecko, które właśnie zdarło sobie kolano. Łzy ciekły po moich policzkach litrami, nie potrafiłam ich zatrzymać.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Pozwól sobie pomóc.~
Od tamtego czasy
Livia i Paula pomagały mi odzyskać dawną siebie. Jednak to ja postanowiłam
wrócić do kasztanowego koloru włosów. Czerwono-różowy był zbyt jaskrawy. Powoli
moje życie wracało do normy, jednak pustka w sercu pozostanie już na zawsze. Z
chłopakami z One Direction nie utrzymywałam kontaktu. Z tego co wiem, Livia
zaczęła się spotykać z Zaynem. Paulę chyba coś ciągnie do Liama, ale nie odważy
się do tego przyznać. Mimo, że gołym okiem widać, że on także na nią leci. Ja
nie widziałam żadnego z nich od tamtego koncertu. Oprócz Liama. Parę razy siedziałam z
nim i Paulą w jej pokoju i gadaliśmy o głupotach. Liam był rozsądny i
wiedział, że nie chcę kontaktu z resztą zespołu. O nic nie pytał, do niczego
nie namawiał. Do dzisiaj żaden z nich nie wie o śmierci Choco, nikt nie odważył
się powiedzieć. Po Maggie ślad zaginął, nie odzywała się do nas, nie widujemy
jej. Zmieniła numer. Gdy pukamy do jej drzwi, nie otwiera. W szkole też jej nie
ma. A to wszystko zaczęło się od śmierci Choco. Nie wiemy, jaki jest powód
milczenia Maggie, mam nadzieję, że wkrótce wszystko się wyjaśni.
~22 lutego byłam z Jennifer
w jej ulubionej pizzerii Dela elo Rico. Zamówiłyśmy
pizzę pepperoni i czekałyśmy, aż kelnerka nam ją przyniesie. Oczywiście
Jennifer musiała wypić pół butelki coli zanim dotarło do nas zamówienie, w
związku z czym musiała pilnie skorzystać z toalety. Wyszła, a ja siedziałam i
czekałam aż wróci. Po chwili od strony toalet dało się słyszeć mrożący krew w
żyłach krzyk, który gwałtownie ucichł. Na sali zapanowała cisza. Nagle drzwi
toalety się otworzyły i wybiegł z nich potężny mężczyzna z zakrwawionym nożem w
ręku. Zanim ktokolwiek zdołał się ruszyć zamaskowany typek uciekł, zniknął za
drzwiami.
Ja na drżących nogach wstałam i powoli ruszyłam w kierunku drzwi do toalety. Wszyscy goście restauracji obserwowali moje kroki w milczeniu. Kątem oka zauważyłam, że kelnerka wykonuje telefon, najprawdopodobniej na policję. Wzięłam głęboki oddech i popchnęłam lekko drzwi. To co tam zobaczyłam przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Jennifer leżała na podłodze w ogromnej kałuży krwi, która to (krew) była dosłownie wszędzie. Na suficie, na lustrze, na ścianie, na drzwiach. Dziewczyna miała nienaturalnie wygiętą w tył głowę, a brzuch był tak rozcharatany, że można było dostrzec poszczególne wnętrzności. Część ich leżała także na podłodze. Szeroko otwarte, martwe oczy wpatrywały się w drzwi z przerażeniem.
Nie pamiętam dalszego ciągu wydarzeń, potem była tylko ciemność.~
Ja na drżących nogach wstałam i powoli ruszyłam w kierunku drzwi do toalety. Wszyscy goście restauracji obserwowali moje kroki w milczeniu. Kątem oka zauważyłam, że kelnerka wykonuje telefon, najprawdopodobniej na policję. Wzięłam głęboki oddech i popchnęłam lekko drzwi. To co tam zobaczyłam przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Jennifer leżała na podłodze w ogromnej kałuży krwi, która to (krew) była dosłownie wszędzie. Na suficie, na lustrze, na ścianie, na drzwiach. Dziewczyna miała nienaturalnie wygiętą w tył głowę, a brzuch był tak rozcharatany, że można było dostrzec poszczególne wnętrzności. Część ich leżała także na podłodze. Szeroko otwarte, martwe oczy wpatrywały się w drzwi z przerażeniem.
Nie pamiętam dalszego ciągu wydarzeń, potem była tylko ciemność.~
Na dzień dzisiejszy nie złapano jeszcze sprawcy, cwaniak
dobrze się ukrywa. Nikt nie zna nawet jego tożsamości, policji nie udało się
tego wykryć.
- Sassy? Wszystko ok? – zapytała Paula zmartwiona moją chwilową duchową nieobecnością.
- Tak, tak – gwałtownie się poruszyłam, wyrywając z otępienia. – Wracajmy już do domu, zaczyna padać.
-Też o tym pomyślałam. – mruknęła Livia. Rzuciłyśmy jeszcze ostatnie spojrzenie na grób, po czym wyszłyśmy z cmentarza.
***
- Sassy? Wszystko ok? – zapytała Paula zmartwiona moją chwilową duchową nieobecnością.
- Tak, tak – gwałtownie się poruszyłam, wyrywając z otępienia. – Wracajmy już do domu, zaczyna padać.
-Też o tym pomyślałam. – mruknęła Livia. Rzuciłyśmy jeszcze ostatnie spojrzenie na grób, po czym wyszłyśmy z cmentarza.
***
Stałyśmy pod domem Pauli. Livia przyjechała do niej na cały
tydzień, u niej w szkole mieli wolne, ponieważ odnawiali budynek szkolny.
-Ja za chwilkę do was przyjdę. Muszę tylko na chwilkę do domu iść – powiedziałam i nie czekając na odpowiedź ruszyłam żwawym krokiem w kierunku swojego domu. Po chwili już stałam przed drzwiami. Weszłam do domu i zdjęłam mokrą kurtkę i buty.
-Mamo! Jestem! – krzyknęłam i podążyłam do kuchni. Moja rodzicielka siedziała przy stoliku i piła kawę gawędząc z ciocią Mary siedzącą naprzeciwko.
-Oo, hej ciociu – przywitałam się z nią i cmoknęłam ją w policzek. – A gdzie mały?
-Pojechał do kolegi na nocowanie – uśmiechnęła się – był strasznie podniecony, w sumie to się nie dziwię. Jak się jest w jego wieku, to nocowanie u kolegi jest strasznym przeżyciem – zaśmiała się. Ja z mamą jej zawtórowałyśmy.
- Mamuś, ja idę do Pauli, wrócę wieczorem. Tylko jeszcze do pokoju pójdę na chwilkę – powiedziałam.
- Poczekaj chwilkę – zatrzymała mnie mama. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. – David zaprasza cię na całe wakacje do Londynu. Możesz zabrać koleżanki.
-Serio? Jeeeej! – ucieszyłam się i pognałam do swojego pokoju. Wzięłam telefon, którego wcześniej zapomniałam wziąć z domu. Zauważyłam, że dostałam jedną wiadomość od Mika. Pytał się, czy mamy jutro czas, żeby się z nim spotkać. Usiadłam na łóżku i zaczęłam odpisywać na smsa, że owszem, możemy. Nagle przez otwarte okno wpadł jakiś przedmiot. Zaintrygowana wstałam i podeszłam do malutkiej rzeczy leżącej na podłodze. Był to kamyk owinięty białą karteczką. Delikatnie zdjęłam papier i rozwinęłam go. Czerwonym atramentem napisane były tylko 3 słowa, które i tak zmroziły moje serce.
„Ty będziesz następna”
-Ja za chwilkę do was przyjdę. Muszę tylko na chwilkę do domu iść – powiedziałam i nie czekając na odpowiedź ruszyłam żwawym krokiem w kierunku swojego domu. Po chwili już stałam przed drzwiami. Weszłam do domu i zdjęłam mokrą kurtkę i buty.
-Mamo! Jestem! – krzyknęłam i podążyłam do kuchni. Moja rodzicielka siedziała przy stoliku i piła kawę gawędząc z ciocią Mary siedzącą naprzeciwko.
-Oo, hej ciociu – przywitałam się z nią i cmoknęłam ją w policzek. – A gdzie mały?
-Pojechał do kolegi na nocowanie – uśmiechnęła się – był strasznie podniecony, w sumie to się nie dziwię. Jak się jest w jego wieku, to nocowanie u kolegi jest strasznym przeżyciem – zaśmiała się. Ja z mamą jej zawtórowałyśmy.
- Mamuś, ja idę do Pauli, wrócę wieczorem. Tylko jeszcze do pokoju pójdę na chwilkę – powiedziałam.
- Poczekaj chwilkę – zatrzymała mnie mama. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. – David zaprasza cię na całe wakacje do Londynu. Możesz zabrać koleżanki.
-Serio? Jeeeej! – ucieszyłam się i pognałam do swojego pokoju. Wzięłam telefon, którego wcześniej zapomniałam wziąć z domu. Zauważyłam, że dostałam jedną wiadomość od Mika. Pytał się, czy mamy jutro czas, żeby się z nim spotkać. Usiadłam na łóżku i zaczęłam odpisywać na smsa, że owszem, możemy. Nagle przez otwarte okno wpadł jakiś przedmiot. Zaintrygowana wstałam i podeszłam do malutkiej rzeczy leżącej na podłodze. Był to kamyk owinięty białą karteczką. Delikatnie zdjęłam papier i rozwinęłam go. Czerwonym atramentem napisane były tylko 3 słowa, które i tak zmroziły moje serce.
„Ty będziesz następna”
_____________________________________________________-
I jak?? Podoba Wam
się? Bo mi tak średnio. Myślałam, że mi lepiej wyjdzie :( No ale cóż! Mam
nadzieję, że przynajmniej Wam się podoba :) Spodziewaliście się takiego obrotu
akcji? Po prostu chciałam „odświeżyć” to opowiadanie, bo wydawało mi się za
nudne. No więc opinie co do mojego pomysłu piszcie w komentarzach. Liczę na
Was! Chcę wiedzieć co o tym myślicie.
Po 8 komentarzach nowy rozdział będzie w ten
weekend!
Aaa i prawdopodobnie
jutro pojawi się recenzja mojego bloga… OmG, jaki stres xD